O niczym chyba nie zapomnieliśmy. Mamy wygodne spodnie, wysokie buty bez ostróg, hełm, nawet zaopatrzyliśmy się w kamizelkę chroniącą żebra. Nasz koń również jest gotowy. Ma już na grzbiecie czaprak, siodło, popręg musieliśmy mu poprawiać parę razy, bo był bardziej uparty niż osioł. Teraz możemy ruszać. Wsiadamy na grzbiet naszego wierzchowca i jedziemy. W pierwszej chwili stawia opór, bo ma własny pomysł na to, którędy powinniśmy jechać. Chcemy również uparcie trzymać się swojej decyzji, ale w końcu rezygnujemy. Pragniemy przecież dobrze spędzić czas i wypocząć po męczących ośmiu godzinach pracy. Dlatego nie przejmujemy się niczym i pozwalamy koniu prowadzić. Jak zawsze zwiedzamy piękny las, który otacza naszą stadninę, wsłuchujemy się w świergot ptaków, które niedawno się zbudziły, wdychamy zapach drzew, żywicy. Trzeba przyznać, że to naprawdę doskonały sposób na spędzenie dnia w dobrym towarzystwie i na zabawie. Skoro o tym mowa, to przyśpieszamy do galopu i pędzimy niemal na złamanie karku w kierunku nieznanego.